Podobno dostajemy od losu taki ciężar, jaki jesteśmy w stanie unieść. Jeśli to prawda, to chyba nie jestem taka silna... Oczywiście urodzenie i wychowanie bliźniaków jest sporym wyzwaniem, jednak znam dzieci, które w pojedynkę potrafią dać tak popalić rodzicom, jak moje Bąble w momentach pełnej synchronizacji swoich niemowlęcych tragedii. Często słyszę, że mam szczęście, bo mąż mi bardzo pomaga (chociaż ja nie znoszę tego określenia, szybciej określiłabym to dzieleniem się wspólnymi obowiązkami). Oprócz tego mam ogromną ilość pomocy ze strony najbliższych. Pierwszy miesiąc mieszkaliśmy u moich rodziców, po powrocie do domu moja teściowa przyjeżdżała do nas prawie 100 km codziennie przez 2,5 miesiąca, żebym nie była sama, kiedy mąż był w pracy. No i mój ukochany małżonek. Oprócz karmienia piersią nie ma innej czynności, której by przy dzieciach nie robił. Od samego początku bierze udział we wszystkim. W pierwszej dobie po CC ja byłam totalnie nie do życia, więc pierwsze pieluszki zmieniał im Tata, pierwsze przytulaski były z Tatą, po powrocie do domu pierwszą kąpiel ogarnął Tata, z pomocą Babci. Przez pierwsze kilka miesięcy oboje wstawaliśmy w nocy do dzieci. Testowaliśmy różne rozwiązania, które opisałam szczegółowo tutaj.
Nie zaprzeczam, że mam szczęście. Wielu mężczyzn nie pomaga przy dzieciach ani w domu, stosunkowo mało kobiet może liczyć na swoje teściowe, nie każdy ma takie relacje ze swoją rodziną, aby móc zamieszkać u rodziców na miesiąc. To wszystko prawda. Jednak... temu szczęściu trzeba pozwolić działać!
Wiele kobiet sama jest sobie winna, ponieważ nie daje sobie pomóc! Nawet jeśli inni ją oferują, one tej pomocy nie chcą przyjmować! Najczęstszym powodem jest myślenie "inni nie zajmą się moim dzieckiem tak dobrze jak ja", "ja znam najlepiej swoje dziecko, wy go nie rozumiecie", "nie chcę niczyjej łaski/litości", "nie będę robiła komuś problemu". Oczywiście jest to spore uproszczenie, ale warto zrobić rachunek sumienia i zastanowić się, czy przypadkiem same nie jesteśmy sobie winne. Jeżeli ktoś oferuje pomoc, nie widzę powodu, aby z niej nie skorzystać.
Rozumiem młode mamy, które trzęsą się nad swoimi pierworodnymi, nie chcą korzystać ze starych metod wychowawczych, a już na pewno nie z rad teściowej. Kochane! Spokojnie! Przecież sporadyczna pomoc nie spowoduje, że nagle wasze dzieci będą miały uszczerbek na zdrowiu i psychice. Skoro żyjemy my i nasi mężowie, to znaczy, że babcie naszych dzieci były w stanie wychować im rodziców. Pamiętajmy, że dziadki od tego są, żeby rozpieszczać, nie zabierajmy więc dzieciom radości posiadania dziadków. Jeżeli teraz damy rodzicom dostęp do naszych dzieci, nie tylko wzbogacimy ich dzieciństwo o kontakt z dziadkami, ale może umożliwimy sobie samym wyjazd na weekend we dwoje, jeśli tylko dziadki zgodzą się przejąć wnuki na parę dni 😁. Nie żebym była interesowna, ale po prostu uważam, że czasami warto przymknąć oko na wady naszych rodziców w podejściu do dzieci i pozwolić im być dziadkami, a naszym dzieciom - wnukami. To piękne role w życiu!
Tatuś? Z pewnością nie potrafi tak dobrze przewinąć Malucha jak Mamusia, robi to za wolno, źle podnosi, jest nieuważny, dziecko przy nim płacze? Ciekawe dlaczego? Może dlatego, że nie miał szans się nauczyć nim zajmować? A Maluch nie jest do niego przyzwyczajony, bo ciągle jest z Mamą? Bo Mama zawsze robi wszystko lepiej? Nic tak skutecznie nie zniechęca mężczyzny do działania jak krytyka! Oj tak. Jest to gatunek wyjątkowo wrażliwy na krytykę i jeszcze bardziej łakomy na pochwały. Tę kwestię jeszcze w przyszłości rozwinę, obiecuję. W każdym razie, nie narzekajmy, że jesteśmy przemęczone, skoro same nie dajemy sobie pomóc!
Z pewnością wiele z Was, zwłaszcza mamy bliźniaków, słyszało w ciąży od wielu osób "nie martw się, jakoś sobie poradzimy, pomożemy Ci". A jak tylko dzieci się urodziły, część pomocników magicznie zniknęło. Ja też doświadczyłam tego uczucia. Ale! Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu znalazły się też takie osoby, które oferowały sporą pomoc chociaż totalnie bym się po nich tego nie spodziewała. Bardzo miłe zaskoczenie! Są anioły wśród nas 😇 !
Oczywiście ludzie są różni. Wiem, ze jest wiele mam, które naprawdę nie mają na kogo liczyć. Bardzo podziwiam te kobiety! Może jednak warto przetrzeć oczy i uda się dostrzec osoby, które są chętne pomóc, tylko nie chcą się narzucać, kiedy my zgrywamy bohaterki? Może to sąsiadka, koleżanka, siostra, daleka kuzynka? Zastanówmy się też dlaczego tej pomocy nie mamy? Czy my oferowałyśmy wsparcie innym, kiedy tego potrzebowali? Warto czasem zrobić taki rachunek sumienia.
Ja z natury jestem typową Zosią Samosią. Lubię być niezależna, mieć świadomość, że panuję nad sytuacją. Dlatego bardzo ciężko było mi funkcjonować przez pierwsze 2 miesiące życia dzieci, kiedy naprawdę nie czułam się na siłach poradzić sobie z własnymi dziećmi. Ta świadomość była bardzo dołująca. Cierpliwość, niestety, nie jest moją mocną stroną. Teraz wiem, że warto dać sobie czas. Prawda jest taka, że potrzebowałam czasu ja, potrzebowały czasu dzieci i w końcu doczekałam się powrotu do samodzielności. Pomoc w dalszym ciągu chętnie przyjmuję, chociaż i bez niej całkiem nieźle daję sobie radę. Uważam jednak, że warto być dla siebie dobrą, przyjąć pomoc od czasu do czasu, odpocząć i z nową energią rozpocząć nowy dzień!
Czy Wam ktoś pomaga? Czy wolicie robić wszystko same?
Etykiety: Pomysły