Głęboko wierzyłam w to, że trafią mi się egzemplarze przesypiające całe noce... Niestety, wiele szczęścia otrzymałam w życiu, jednak w tej kwestii trafiły mi się dwa szwajcarskie zegarki, które pomimo ukończenia 6 miesięcy jedzą co 2-3h. Częstotliwość jedzenia w dzień i w nocy niczym się nie różni. Początki były straaaaszne! Całe szczęście nie byłam w tym horrorze sama. Dzięki temu doświadczeniu mogę zdecydowanie polecić (również mamom z pojedynczymi dziećmi) angażowanie Taty w rodzinne życie nocne.
Wiem, że zdecydowana większość mężczyzn wychodzi z założenia, że jeśli chodzi do pracy, to musi być wyspany. Nic mnie tak nie drażni jak cackający się ze sobą faceci. Kobieta nie dość, że musiała przetrwać ciążę, poród, laktację, to jeszcze w momencie kiedy zupełnie opada z sił, po ciężkim dniu słyszy, że tatuś musi się wyspać, bo idzie do pracy. Kobieta też ciężko pracuje i to fizycznie (!) każdego dnia, w którym walczy o przetrwanie do kolejnej nieprzespanej nocy. Dlatego uważam, że jeśli dziecko nie śpi spokojnie i/lub karmione jest butelką, tatuś spokojnie jest w stanie mamę odciążyć (chociaż) od czasu do czasu.
U nas nie było za dużo dumania. Ja po operacji z jeszcze niezrośniętym brzuchem + dwójka płaczących noworodków = mąż musiał wejść do akcji. Zwłaszcza, że noce w pierwszym miesiącu prezentowały się jak poniżej:
- Budzi się pierwszy Bąbel: karmienie, odbijanie, przewijanie, usypianie - cały cykl trwa około godziny z hakiem
- Przerwa na sen - ok. 15 minut
- Budzi się drugi Bąbel : karmienie, odbijanie, przewijanie, usypianie - podobny czas trwania tj. godzina z hakiem
- Przerwa na sen - ok. 15 minut
- ... patrz punkt 1. i w tak w kółko do rana.
Jest to wersja optymistyczna, ponieważ w praktyce często punkty się zazębiały lub dzieci nawzajem wybudzały płaczem. Do tego bóle brzuszka i bąki, przez które się wybudzali i nie mogli zasnąć. W skrócie - masakra.
Przez pierwszy miesiąc musiałam ściągać swoje mleko i podawać w butelce, dzięki temu nie było różnicy czy ja, czy mąż karmi. Dzięki temu mogliśmy testować wszystkie kombinacje podziału, jakie nam przyszły do głowy. Poniżej znajdziecie krótkie podsumowanie naszych eksperymentów.
- Wstawanie jednoczesne (mama karmi, tata przewija lub odwrotnie)
Najmniej efektywna opcja. Oboje wstajemy, oboje jesteśmy padnięci. Przy bliźniakach niestety często jedyne możliwe rozwiązanie, kiedy dwójka dzieci nie śpi. Polecam stosować tylko w najbardziej kryzysowych sytuacjach.
- Wstawanie na zmiany co cykl, czyli raz wstajesz ty, raz ja
To rozwiązanie pozwala przespać ciurkiem dłużej niż godzinę, co w naszym przypadku było marzeniem. Jednak dalej byliśmy oboje skrajnie zmęczeni, więc szukaliśmy dalej...
- Dwie zmiany (noc podzielona na pół)
Podzieliliśmy noc na dwie części. Najpierw jedno z nas dyżurowało i wstawało do dzieci, potem zmiana około 4-5 rano lub w momencie, kiedy osoba z pierwszej zmiany już padała ze zmęczenia. Zmienialiśmy się co drugi dzień. Ja jednak preferowałam pierwszą zmianę, a mój mąż drugą. Około 4-5 rano przez pierwsze dwa miesiące zaczynałam swoją poranną randkę z laktatorem, więc wtedy akurat był moment na zmianę warty. Dzięki temu mąż mógł pospać do tej godziny, a ja mogłam spokojnie po ściągnięciu mleka i zostawieniu zapasów na kilka godzin zregenerować się do 10 (lub do 7, kiedy mąż wrócił do pracy).
- Zmiana co nockę (jedną noc wstaję ja, drugą mąż)
Najgorsza z możliwych opcja. Spróbowaliśmy jej 2-3 razy. Pierwszy raz jak małżonek ze zmęczenia się rozchorował i dostał gorączki. Stwierdziłam, że nie ma sensu, żeby smarkał nad dziećmi, więc niech odeśpi, a ja zajmę się dziećmi. Efekt był taki, że po takiej samotnej nocce z dziećmi następnego dnia ja się rozchorowałam i dostałam gorączki. Więc znowu mąż przejął dzieci i moglibyśmy tak w kółko, więc stwierdziliśmy, że to bez sensu.
- Tata ogarnia, mama karmi (ja karmię na leżąco dalej śpiąc, tata podsuwa dziecko do karmienia, przewija i utula)
Odkryliśmy takie rozwiązanie, kiedy nauczyłam się karmić na leżąco. Jest to dość męczące dla Taty, ale stosowaliśmy taki podział w momentach, kiedy już nie kontaktowałam ze zmęczenia po ciężkiej zmianie z nocy poprzedniej lub kiedy mnie dopadała choroba. Reguła jest prosta, tata ogarnia przewijanie, odbijanie i lulanie, a na karmienie podaje mi Głodomora do łóżka, ja karmię na leżąco i jednym okiem śpię, a po karmieniu Tata odkłada Bąbla do łóżeczka.
- Podział dzieci (jeden Bąbel śpią z mamą, drugi z Tatą)
Jest to rozwiązanie, którego chcieliśmy uniknąć, ale niestety było jedynym rozsądnym rozwiązaniem w 3 i 4 miesiącu życia naszych Bąbli. Zuzia, ponieważ spała spokojniej i jadła rzadziej, spała w pokoju z Tatusiem. Tatuś ją przynosił do karmienia (na leżąco-półśpiąco oczywiście) i po wszystkim odkładał do łóżeczka w swoim pokoju. Krzysiu spał ze mną, ponieważ jadł częściej i budził się przez bolące bąki, a cycuś był najlepszym lekarstwem na wszystkie problemy. W efekcie Zuzia i Tata mogli przespać ciurkiem nawet 4-5 godzin jak była "dobra noc", a ja zajmowałam się tylko jednym dzieckiem, więc to ogromna ulga mimo wszystko.
Przy powyższym rozwiązaniu półśrodkiem pozwalającym zachować pozory, że nasze małżeństwo aż tak nie ucierpiało, było wspólne zasypianie i spanie aż do pierwszej pobudki Zuzi. Wtedy po karmieniu Zuzia z mężem szli do swojego pokoju, a ja na resztę nocy zostawałam z Krzysiem. Potem jak zaczęli spać spokojnie "zamienialiśmy" się dziećmi, żeby się nie przyzwyczajali na stałe do jednego rodzica. Ostatecznie udało się wrócić do stanu obecnego, kiedy znowu mamy wesołą, rodzinną sypialnię, a rodzice znowu zasypiają przytuleni w swoim małżeńskim łóżku.
- Wszyscy na kupie... znowu 💞
Tak jak pisałam wyżej, od około 5 miesiąca wszyscy śpimy w jednym pokoju, dzieci budzą się tylko na jedzenie, które trwa jakieś 3-5 minut. Nie ma więc potrzeby, żebym budziła wtedy męża. Czasami jest sytuacja, że akurat oboje się kręcą na jedzenie, wtedy jedno karmię, a drugie przejmuje mąż i próbuje zapobiec włączeniu się syreny głodowej do momentu, aż skończę i będę gotowa nakarmić drugiego Głodomora. Czasami, kiedy jestem zmęczona, stosujemy dwa w jednym, czyli ja karmię na leżąco, a mąż w tym czasie zmienia pieluszkę na śpiocha. Tym sposobem oboje wstajemy, ale też oboje mamy więcej snu, bo cały proces trwa max. 5 minut.
W dzień jak jest pilna potrzeba karmię jednocześnie, ale w nocy dla mnie to za dużo zachodu, żeby budować konstrukcję do jednoczesnego karmienia. Poza tym istnieje ryzyko wybudzenia obu Bąbli, a wtedy mamy murowane usypianie. Łatwiej więc nakarmić ich po kolei, kiedy jedno i drugie jest śnięte. Przy karmieniu z reguły głęboko zasypiają, nie ma więc problemu z odłożeniem do łóżeczka.
Wiem, że nie wszyscy rodzice mogą sobie pozwolić na takie rozwiązania. My mieliśmy to szczęście, że przez pierwsze półtora miesiąca życia dzieci mąż mógł być ze mną w domu. Po jego powrocie do pracy nic się nie zmieniło, dalej wstawaliśmy oboje, przez jakiś czas był wspomniany etap z podziałem na pokoje, więc wbrew pozorom Zuzia dała mu się w miarę wyspać. Teraz już w ogóle jest luz w porównaniu do początków. Jednak wciąż pamiętam, że mogłam na niego liczyć wtedy, kiedy naprawdę nie dawałam rady sama.
Nasze dzieci całe szczęście im są starsze, tym śpią spokojniej. Dlatego teraz nie zmuszam męża do wstawania, jeśli bez problemu ogarniam sama. Mój mąż jednak pilnuje, żebym się nie przemęczała i stara się przejmować dzieci nad ranem, ok. 6 i dopóki nie wyjdzie do pracy, zajmuje się nimi, co mi daje 1-2h spokojnego snu zanim zostanę z nimi sama. Dlaczego? Dlatego, że jeśli jestem przemęczona to nie mam cierpliwości do dzieci, chodzę wściekła i finalnie prędzej czy później obrywa się jemu samemu 😄
A jak Wy radzicie sobie w nocy?
Panowie Was chociaż troszkę odciążają?
Jeśli nie, to jakie macie sposoby, żeby nie paść ze zmęczenia? Podzielcie się swoimi sposobami i pomysłami :)
Etykiety: Bliźniaki, Pomysły