Jeśli chodzi o prasowanie dziecięcych ubranek, wiem, że wiele mam prasuje, aby usunąć bakterie. Ja dostałam sporo ciuszków od siostry i koleżanek po ich dzieciach. Wszystkie ciuszki i te nowe i te od znajomych wyprałam, wyprasowałam i poukładałam pod koniec ciąży (w czasie tak zwanego etapu wicia gniazda, wtedy nawet miałam z tego frajdę). Rozumiem wyprasowanie po pierwszym praniu, aby pozbyć się bakterii produkcyjno-sklepowych lub piwniczno-workowych (w przypadku przejęcia ciuszków od innych dzieci), ale po co po kolejnych praniach usuwać bakterie własnego dziecka? Rozumiem też zachowanie sterylności przy noworodku, ale po miesiącu, dwóch lub trzech nie jest to już konieczne, zwłaszcza, że lada moment zacznie się pełzanie i wkładanie do buzi wszystkiego, co wpadnie w małe rączki. Wszyscy też wiemy, że skrajna sterylność wcale nie jest zdrowa. Natomiast nie słyszałam, żeby dziecko zachorowało z powodu niewyprasowanego ciuszka :)
Czytałam kiedyś na forum, że niektóre mamy prasują ciuszki, żeby dzieci ładnie wyglądały. Pytanie tylko, co one im ubierają? Ja zawsze stawiam na wygodę, więc moje dzieci ubieram w bawełniane ciuszki, większość jest elastyczna, więc po założeniu nie ma żadnych zagnieceń. Jest kilka sztuk eleganckich bluzeczek, sukienek, koszul, które zakładam na specjalne okazje i wtedy faktycznie je prasuję. Nie znam więc problemu pt. "codziennie czeka na mnie sterta prasowania".
Oj tak, na początku to była udręka. Przy dwójce noworodków robiłam po 2, a czasem nawet 3 (!) prania dziennie. Prałam wszystko, co było raz użyte. Pieluchy tetrowe zużywałam jak wodę. Moje dzieci urodziły się w Boże Narodzenie, więc suszenie takiej ilości prania w środku zimy też nie jest łatwe. Na początku nie ma na to rady, że tyle ciuszków i innych ubranek się zużywa. Z czasem jednak zmądrzałam i trochę odpuściłam. Raz opluta pielucha nie musi iść do prania, wystarczy kolejną porcje ulanego mleka wytrzeć jej drugą stroną. Mała ślinka na ubranku też nie jest tragedią, dziecko nie dostanie zapalenia płuc od kilku wilgotnych kropelek mleka na bodziaku. Na początku co noc dawałam dzieciom świeże piżamki, a przecież dziecko się nie poci tak jak dorosły, a podejrzewam, że niewiele jest osób, które codziennie zakładają świeżutką piżamkę prosto z prania. Podobnie raz założony ciuszek, który dziecko miało na sobie parę godzin, bez wyrzutów sumienia zakładam ponownie. Skoro bodziak nie ma plam i jeszcze pachnie świeżym praniem, bo nie jest przepocony, obkupkany, opluty i nie znalazła się na nim żadna inna typowo dziecięca substancja, to moim zdaniem nie ma konieczności ponownego jego prania :)
Sprzątanie
Mój ulubiony temat. Dlatego planuję poświęcić mu przynajmniej kilka postów. W skrócie więc napiszę tylko, że po pierwsze i najważniejsze sprzątanie powinno zostać podzielone pomiędzy wszystkich domowników. Po drugie, na rynku jest maaasę różnego rodzaju sprzętów, które skutecznie odciążają dzisiejsze gospodynie domowe. W niektóre naprawdę warto zainwestować. Istotne znaczenie ma również sposób, w jaki urządzimy mieszkanie - to również temat na osobny post. To, jak zorganizujemy sobie przestrzeń, bezpośrednio wpływa na czas, jaki musimy poświęcić na jej sprzątanie. No i najtrudniejsze - systematyczność. Warto ogarniać na bieżąco, bo sprzątanie zajmuje wtedy chwilę. Jeśli jednak skumulujemy bałagan z kilku dni, tygodni czy miesięcy... oj to życzę powodzenia w szukaniu czasu i motywacji do jego ogarnięcia. Żeby jednak zachować równowagę, czasami warto dać sobie trochę luzu. Pewnie każda mama wie, że sprzątanie przy dzieciach to syzyfowa praca. Ja osobiście mam ogromną potrzebę posprzątania na koniec dnia, aby poczuć, że wciąż panuję nad własnym domem, jednak czasami warto sobie odpuścić. Najzwyczajniej zrobić sobie dzień dziecka, pójść spać wcześniej, odpocząć. Bardziej wypoczęta mama z pewnością będzie bardziej efektywna, a przynajmniej mniej sfrustrowana, podczas sprzątania bałaganu z poprzedniego dnia :) Moja znajoma ma trójkę dzieci z tego samego rocznika. Córkę z lutego i bliźniaki (wcześniaki) z grudnia + męża marynarza. Zajmowała się więc trójką niemowląt zupełnie sama. To było w latach 80., kiedy nie było jednorazowych pieluch. Wiecie co robiła nocami, kiedy dzieci spały? Spała? Nic bardziej mylnego! Prasowała 100 sztuk pieluch tetrowych i układała w równe kupki. No i po co? Dzisiaj sama twierdzi, że to było zupełnie niepotrzebne, ale wtedy wydawało jej się konieczne. Mało tego! Rano wstawały dzieci i nie raz jej tą kupkę równiutko złożonych pieluch rozwalały, a ona siedziała i płakała. Smutne, ale prawdziwe.
Dostosowanie sprzętów do życia rodzinnego
Jeśli masz wypracowany tryb dnia, planuj pracę sprzętów domowych tak, aby to one dostosowały się do Ciebie, a nie Ty do nich. To może śmieszne, ale wiele razy pomimo posiadania sprzętów, które miały funkcje pozwalające ułatwić sobie życie, nie wykorzystywałam ich! Jeśli masz funkcję opóźnienia startu w pralce, ustaw pranie tak, aby skończyło się w porze drzemki. Mi się nie raz zdarzyło, że pranie skończyło się w nieodpowiednim momencie, potem zapomniałam je wyjąć i w efekcie musiałam prać je jeszcze raz, bo po kilku godzinach nie pachniało już taką świeżością, jaką lubię. Zaczęłam więc planować pory prania, żeby móc je szybko rozwiesić, kiedy dzieci śpią. Podobnie jak pranie można planować gotowanie, sprzątanie czy inne domowe obowiązki.
Obiecałam, że posty będą krótkie, więc na dzisiaj tyle.
A jakie Wy macie zwyczaje w utrudnianiu sobie życia?
Może już sobie odpuściłyście/odpuściliście zbędne obowiązki?
Zachęcam do podzielenia się doświadczeniem.